LEGENDA WOJKOWICKA

 

Zwał Ezechiel Żmijewski i służył w oddziale powstańczym Kurowskiego w r. 1863. Urodził się w r. 1847 w Siewierzu, a przed 5 laty przebywał w tzw. "Prochowni" u krewniaka swego Romana Żmijewskiego. Spotkawszy się z nim usłyszałem od niego następującą historię, (którą zaliczyć muszę do legend, aż do chwili, gdy jakiś szczęśliwiec nie odkryje tego, co wspominany wyżej powstaniec zakopał).

"Było to panie w roku 1863. Dnia nie pamiętam, ale zdaje się było to letnią porą. Służyłem pod Kurowskim, byłem w bitwie pod Ojcowem, Miechowem i Włodowicami. Gdy nas rozbito pod Pankami, ja z kilku towarzyszami dopadłszy wozu, na którym znajdowała się kasa oddziału, puściliśmy się nocą w swoje strony, aby połączyć się z innym oddziałem, jaki po drodze napotkamy. Jechaliśmy tylko nocą, zaś w dzień kryliśmy się po lasach. W trzecią noc, pamiętam jak dziś, dotarliśmy do karczmy Sucha, stojącej na skraju lasu obok Boguchwałowic. Tu dowiedzieliśmy się, że w Siewierzu stoją Moskale. Nie namyślając się wiele, nawróciliśmy z drogi Mierzęcickiej na Przeczycką , gdzie obok kapliczki, co stała blisko młyna, przejechaliśmy rzeką, kierując się na Wojkowice Kościelne. Za dobrą godzinę już znaleźliśmy się przy kościele wojkowickim. Lecz tu się zaczęło niepowodzenie. Pragnąc dać wypoczynek koniom, przystanęliśmy na chwile . nie upłynął ani jeden pacierz, gdy posłyszeliśmy na drodze tęten koni. To kozacy nadjeżdżali. Niebezpieczeństwo było wielkie, trzeba było zmykać. Pozostawiwszy wóz z końmi, chwyciliśmy we dwoje skrzynke, w której było sporo rubli złotych i srebrnych i puściliśmy się prawie biegiem drogą na Ujejscy. Biegliśmy tak ze trzy pacierze, gdy nagle posłyszeliśmy z tyłu za sobą we wsi ogromną wrzawę. Wiedząc co nas czeka, postanowiliśmy kasę zakopać. Jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy. Tuż pod lasem na Pierkowiźnie

(prawdopodobnie tzw. Pierkowskie Wojkowickie ) obok mostku na strumieniu, stał nad drogą krzyż (poprzez drogę do Ujejsca przepływały dawniej cztery strumienie na których były ztery mostki z dylów. Krzyż o którym mowa, widniał przed czwartym mostkiem w stronę Ujejsca ). Wykopaliśmy pod krzyżem niewielką ale dość głęboką jamę i tam wrzuciliśmy skrzyneczkę z pieniędzmi. Po zakopaniu jej i przykryciu miejsca gałęziami, w pięciu zeszliśmy z drogi polami przez Malinowice, Rogożnik
i Dobieszowice doszliśmy na Wesołą przebywszy Brynicę uciekaliśmy do Bytomia.

Od tego czasu pieniądze te leżą tam pod krzyżem, a choć czasem przychodzi człowiekowi ochota iść pod krzyż i odszukać je, to jednak wzdryga się bo przecie przysięgaliśmy między sobą że je żaden nie ruszy. I dziś choć musze rękę poproszonem wyciągnąć, to tam nie idę, bo to nie moje. Panu pierwszemu tym mówię, ale przecie pan tam nie pójdzie szukać, a choćby poszedł to i co ? Znajdzie niech mu idzie na zdrowie !”

 

Zapewniłem staruszka że nie jestem poszukiwaczem skarbów a tym bardziej powstańczych. Pożegnawszy się z nim i obdarzywszy czem mogłem, odeszłam w stronę Zawiercia , a on powstaniec z torbą żebraczą na plecach podpierając się kosturem w stronę Ogrodzieńca.

Od twardy człek ! Woli żebrać jak złamać przysięgę żołnierską, boć przecież mógłby zakopaną kasę odnaleźć, o ile jeszcze spoczywa na miejscu.